niedziela, 22 stycznia 2012

Proszę o jeden JEDEN dzień spokojny, bez stresów, zmartwień i durnych przyziemnych problemików.
Dużo? ZA dużo?

piątek, 13 stycznia 2012

cztery grosze

Jako, że mamy już wiek odpowiedni do chorowania, i ja i Romek, udaliśmy się w kierunku przychodni ażeby zaopatrzyć się w różne medykamenty. Ponieważ zaopatrujemy także Naszą Córkę, która, jeśli chodzi o lekarza, to wie przez jakie "rz" się to słowo pisze - troszkę nam się tychże medykamentów nazbierało.
A w związku z nową listą leków refundowanych i "rozrywkami" z tym związanymi- nazbierało mi się dużo więcej!!!
I zapewniam, że to co mi się "nazbierało", to nie tylko leki.
Ale zacznę od początku:
Początek jest taki, że nasz Ulubiony Pan Doktor przyjmuje całkiem w innej miejscowości(wsi) niż ta, w której mieszkamy. A więc - wizyta u lekarza to niejako wycieczka.
Zajechaliśmy do celu szczęśliwie. Następnie miła pani recepcjonistka po otrzymaniu karty czipowej (która dotychczas na Śląsku była jedynym potrzebnym dokumentem do rejestracji) zapytała Mego Męża czy posiada aktualny druk RMUA (druk formatu A4 świadczący o tym, że zakład pracy odprowadza składki zdrowotne do ZUSu). Nie posiadał. Ale' jak wspomniałam, pani była miła i się nie czepiała, tylko Go uczuliła żeby na przyszłość miał. Zapewnił, że będzie go nosił. Jako, że Mój Mąż wychowany w komunie taką prośbę traktuje jak nakaz.
Potem krótkie czekanie w kolejce... W międzyczasie Pan Doktor wyszedł na chwilkę i po powrocie powiedział do nas zgromadzonych w poczekalni, że apteka dziś będzie czynna dłużej i wszyscy zdążymy wykupić leki.
To wiejska apteka jest i jako taka bywa czynna do 16.00.
Jak się później okazało, dzięki Bogu i Panu Doktorowi, że dziś do 17.00!
Wreszcie nasza kolej: lekarz rodzinny, więc rodzinnie się do gabinetu udaliśmy. W którym to gabinecie wszystko szło jak zawsze do momentu zaordynowania leku. Bo tu zaczęły się "schody"...
Po pierwsze każdy wpisany do karty i przepisany na receptę lek musiał zostać sprawdzony na liście leków refundowanych ... bo w zależności CO się danym lekiem leczy kosztuje on różnie.
I takie np. "fufadełko", którego używa Moja Córka może służyć w astmie i w zapaleniu oskrzeli. Ale inaczej pacjent płaci kiedy choruje na astmę a inaczej jak mu się tylko oskrzela "zapalą."
I jak nam Pan Doktor wytłumaczył, NFZ ma 5 lat na sprawdzenie lekarza i aptekarza. I teraz, jeżeli Mój Mąż dostał lekarstwo X na reumatyzm i Pan Doktor, przez pomyłkę napisał, że to ryczałt jest, a według listy leków refundowanych , na ryczałt mógł wypisać w/w lek tylko jakby Romek miał zapalenia korzonków, a na reumatyzm to 30% płatne na przykład (albo, nie daj Boże 100%!!!) to za 5 lat i lekarz i aptekarz zapłacą karę!!! Bo przyjdzie pani z NFZ i będzie wiedizała lepiej na co pan Roman L. 13.01.2012 roku zachorował!!!
Kiedy już dostaliśmy dokładnie co do kwoty refundacji opisane recepty, udaliśmy się do apteki. Tej dłużej dziś czynnej. I tu się okazało, że jednego z leków nie ma. Pani w aptece ma zamiennik. Ma również obowiązek poinformować pacjenta, że posiada i zamiennik i także, że posiada tańszy lek. Jeśli ten, który przepisał lekarz jest za drogi (co dziś się zdarza bardzo często).
Szkopuł w tym, że w obu przypadkach, i kiedy brak leku z recepty i kiedy kogoś nie stać na drogi i chciałby tańszy - trzeba się udać po raz drugi do lekarza. Szczęściem, że gabinet lekarski to sąsiednie drzwi. I że pani w aptece osobiście załatwiła zmianę nazwy leku na recepcie.
Bo przed nami była pacjentka, która miała pecha i mieszka tam, gdzie apteka a lekarza ma w naszej wsi. A pani w aptece nie miała leku z recepty, miała zamiennik o 4 CZTERY grosze droższy.
Doprawdy, nie potrafię docenić tego ile dobrego to państwo dla mnie robi...

niedziela, 1 stycznia 2012

Postanowienie noworoczne

Codziennie rankiem przypomnieć sobie to wszystko co się złego w życiu wydarzyło.
Żeby już nigdy nie zapomnieć. I żeby się nie dać kompletnie zrujnować przez "życzliwych".